7.4.16

Dolce & Gabbana L'Imperatrice 3


Jeśli czytałyście wpis o wiosennych zapachach, zapewne wiecie, że od jakiegoś czasu po głowie chodziła mi własnie L'Imperatrice. Pisząc tamten post, już wiedziałam, że to ona trafi do mnie jako pierwsza. Ochota na nią rosła wprost proporcjonalnie z moją tęsknotą za wiosną i teraz, kiedy w końcu mam swoje 100 ml, trudno mi uwierzyć, że kiedyś po prostu jej nie lubiłam.

Zabawne jak gust zapachowy potrafi zmienić się z biegiem czasu. Bardzo długo wszędobylskość Cesarzowej przytłaczała mnie i irytowała. Polecały ją Panie w perfumerii, pojawiała się na blogach, czuć ją było wszędzie. Była ulubienicą tłumów, wiosennym zapachem-pewniakiem. Na randkę, do pracy, na spacer. Mimo tego wszystkiego, zupełnie nie mogłam, i chyba też niespecjalnie chciałam, się z nią dogadać. W moim odczuciu zapachy nie oferujące nic więcej poza słodko-świeżą, owocową mieszanką, nie były warte uwagi. I tak, podczas gdy większość osób, od prostych, dziewczęcych kompozycji, stopniowo dojrzewa do cięższych zapachów, ja zrobiłam zupełnie odwrotnie. W pewnym momencie zaczęłam odczuwać znużenie ciężkimi, orientalnymi perfumami i w końcu dorosłam do polubienia zapachów takich jak L'Imperatrice.


Nuty głowy: różowy pieprz, kiwi, rabarbar
Nuty serca: jaśmin, cyklamen, arbuz
Nuty bazy: piżmo, drzewo sandałowe, drzewo cytrynowe

A więc co w niej takiego fajnego? Cóż, Cesarzowa jest słodka, świeża, apetyczna. Mimo prostej mieszanki, głównie arbuza - z kiwi, rabarbarem, odrobiną cyklamenu i cytrusów, powstały perfumy na prawdę nad wyraz udane. Ładne, ale nie nudne. Dziewczęce, lekkie, niezobowiązujące, ale zapadające w pamięć.

Centrum kompozycji stanowi arbuz. Przeplata się z innymi nutami, ale gra pierwsze skrzypce praktycznie od początku do końca. Najpierw jest słodziutki, a sam zapach kojarzy mi się z różowiutką, owocową gumą balonową. Po kilku chwilach, zamienia się soczysty, orzeźwiający, arbuzowy miąższ w duecie z kwaśno-zielonkawymi kiwi i rabarbarem. Bardziej stawiam na rabarbar, choć momentami do końca nie jestem w stanie rozróżnić czy to jeszcze on, czy już kiwi. Z czasem, gdzieś pomiędzy owocami lekką, różową słodycz zaczyna roztaczać cyklamen, w tle majaczą cytrusy, kiwi ponownie walczy o swoje miejsce obok arbuza. Bo ostatecznie i tak wszystko kręci się w okół niego.

I to niby tyle, choć L'Imperatrice lubi płatać figle. Często mam wrażenie, że pachnie wręcz brzoskwiniowo, innym razem ni stąd ni zowąd na skórze wyłania się słodziutka gruszka. Taka już z niej flirciara. Wszystko pięknie się razem komponuje, tworząc beztroską, a jednak uzależniającą mgiełkę. Prawdę mówiąc, nie znam drugiego takiego zapachu, który byłby praktycznie w stu procentach owocowy, a w ogóle mnie nie męczył/nie drażnił/nie nudził. Pewnie dlatego tak dobrze mi się Cesarzową nosi i tak cieszy mnie fakt, że w końcu jej uległam. 



L'Imperatrice tak mi się spodobała, że od momentu zakupu (jakieś dwa tygodnie temu), noszę ją nieustannie. Bardzo jestem ciekawa czy ją macie i co o niej myślicie. Koniecznie dajcie znać!

pozdrawiam
Kinga
SHARE:

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Jeśli post Cię zainteresował, będzie mi bardzo miło jeśli napiszesz kilka słów od siebie.

pozdrawiam :)

© ROSE AND VANILLA . All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig