16.1.16

Ulubione zapachy roku 2015


Po pielęgnacji przyszła pora na zapachy. Wybrałam te najlepsze, najpiękniejsze, po które przez minione dwanaście miesięcy sięgałam najczęściej i do których wzdychałam najgłośniej. Oto moja TOP szóstka.

Początek roku należał do Estee Lauder Sensuous. Pamiętam że kupiłam go na styczniowych wyprzedażach i był ze mną praktycznie do pierwszych dni wiosny. Miodowo, drzewny, słodko-ostry, rozgrzewający, był i jest idealnym kompanem na zimowe wieczory. Jeśli lubicie trochę mocniejsze, aromatyczne zapachy Sensuous to coś dla Was.

Wraz z nadejściem pierwszych ciepłych dni, w końcu udało mi się nabyć jedno z moich największych zapachowych chciejstw. Na temat Love, Chloe napisałam wszystko co było do napisania w recenzji. Cudownie kwiatowo-pudrowy, elegancki, przepiękny. Love ma w sobie luksus i klasę jest nietuzinkowy, nieco retro i przy tym wszystkim nosi się cudownie. Moim zdaniem najlepszy zapach Chloe, choć niestety, niedawno wycofany.

Lipiec i sierpień po raz kolejny należał do Versace Versense. Generalnie trzymam się z daleka od większości świeżaków, ale ten jest jednym z niewielu wyjątków. Mogłabym się nim zlewać od stóp do głów przez całe lato, bo ma w sobie wszystko czego potrzeba w najgorętsze dni - orzeźwiającą zieleń, cierpkość cytrusów, kropelkę elegancji, do tego jest trwały, lekko ogoniasty i bardzo, bardzo komplementogenny. Swoją drogą, recenzja Versense była moim pierwszym wpisem na blogu.

Jesienią był Alien Thierrego Muglera, bo Alien to po prostu jesień - słodki, zawiesisty jaśminowy eliksir, mroczny, wilgotny i chłodny. Super elegancki, zmysłowy, narkotyczny i charakterny. Skok na głęboką wodę za którym zawsze tęsknię i którego potrzebuję gdzieś w okolicach września, gdy wraca ochota na cięższe zapachy. Więcej na jego temat znajdziecie tu.

Dwa ostatnie, to moje najnowsze nabytki. Oba waniliowe, ale jakże inne od siebie. L de Lolita Lolity Lempickiej to coś dla lubiących łakocie. Apetyczne, cieplutkie cynamonowo-waniliowe, słodko-słone cudo, o którym pisałam już tyle, że każde kolejne zdanie byłoby nadużyciem. W razie czego macie do dyspozycji niedawną recenzję.

Dior Addict (2014) to z kolei najnowsza reformulacja uwielbianego przeze mnie klasyka. Zaskakująco dobrze ją przyjęłam i noszę z przyjemnością. Addict jest mieszanką kwiatu pomarańczy, jaśminu i wanilii. Śliczną, przystępną, ładnie skrojoną. To taki zapach uniwersalny - sprawdzi się do pracy, na randkę, na rodzinne spotkanie. Lekko świeży, ale ocieplony wanilią, zmysłowy, elegancki. I zimowy i wiosenny. Od kiedy go dostałam, sięgam niemalże odruchowo, a spory ubytek mówi sam za siebie. Po prostu musiał się znaleźć w ulubieńcach.


Tak prezentują się moi ulubieńcy. A jak było u Was? Jak pachniał Wasz 2015? 

pozdrawiam
Kinga
SHARE:

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Jeśli post Cię zainteresował, będzie mi bardzo miło jeśli napiszesz kilka słów od siebie.

pozdrawiam :)

© ROSE AND VANILLA . All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig